środa, 29 grudnia 2010

Pociechę przynosi koniec kalendarza w corocznej wyjątkowości splotu zdarzeń i dłoni, dogoni. Pokruszone historie, opowieści powkładane w niewłaściwe szuflady, w mnogoś aspektów bez odpowiedniego kontekstu, czy odwrotnie. Powrotnej drogi moje nogi nie poznają. Spotkają kierunki ku słońcu, w końcu. Pustka w bliskości tak intensywnej, że zatraciłam już czucie, postrzegam wybiórczo. Oddycham zgodnie z zaleceniem, instrukcją obsługi dołączoną starannie do opakowania. Do wschodu słońca. Bliżej.







sobota, 25 grudnia 2010




Zostawiam Was z pewnością, z powigilijnym (nie)ogarnianiem, ze świadomością łatwości odczarowania najstraszniejszych mglistych zbyt naocznych opowieści, oddechem po stokroć bardziej spokojnym, z życzeniami, najkrótszą drogą zamkniętych w odwadze, sile, wytrwałości, zachwycie. Zwłaszcza nad tym najcodzienniejszym istnieniem. By nie marznąć. Nie kostnieć, dostrzegając i weryfikując. Spełnienia się i marzeń. Niemniej. Więcej ciepła między rzęsami.

niedziela, 19 grudnia 2010

  Dotychczasowa definicja rozstroju i dysonansu ustąpić musi nowej, dzisiejszej, tej w nieznośnym oczekiwaniu i równoczesnym spóźnieniu, w przelotnych rozmowach, w żałobnej bieli śniegu, w oceanie niefortunnych nad wyraz niejeden smutnej twarzy morze zaskakujących niespodzianek, ciepłych myśli, spełnionych snów. Znów. Trzeźwiejemy nocą. Niemocą niewypowiedzianie daleką. Zbyt bliską. By wszystko. Zamknąć w dłoni. Jednym kluczem.
   Rozwiązły charakter pisma, rozchwiane emocje, spokojność i smutność jako najbardziej potrzebne neologizmy, wieczór trwający niemal pół doby, kradnący godziny dniom i nocom. Herbata intensywniej zielona, poranki chłodniejsze, bardziej gorzka prawda niż czekolada. Czas uciekł. Temperatura spadła.
  Oczekiwanie pod świadomością pod paznokciami, w powietrzu, ciężkim od jesieni. Uparcie jesteśmy. Unikamy pytań, zwłaszcza o charakter. Istnienia, pisma. Czekania. Nadziei w swoim drugim imieniu.




środa, 1 grudnia 2010

Konsumpcja. Perwersja. Bród. Ohyda. Głupota. Niedojrzałość. Wynaturzenie. Niemoralność. Klapki. Obłuda. Łapczywość. Fałsz. Kicz. 





Pragnę zniknąć, pragnę swojego nieistnienia. Przenieść się do innej rzeczywistości - to moje jedyne marzenie na dzień dzisiejszy. Taplam się w tym ogarniającym mnie z wszystkich stron bagnie, nie mam na tyle sił, nie potrafię,nie mam jak się z niego wydostać, zwłaszcza teraz, w tej beznadziejnej sytuacji, pozornie tak cudownej. Strach zagląda w niewyspanie źrenic, urywanym snem przeżywane godziny sennie jesiennie już tylko pod powiekami-za oknem bardziej zimno niż zimowo.

wtorek, 30 listopada 2010

liberte.

Błędne  dostrzeganie wlasnych mozliwosci, mozliwosci swojej psychiki i jej odrębności, niezależności, dzisiaj ukazało skutki. Wrzaski. Ciemności. Wieczorności. Lęki. Obawy. Trudności. Ucisk.Nie czuję się sobą. nigdy nie czułam się sobą. kiedy jestem autentyczna,a kiedy jest to tylko moj karykaturalny zarys? Istnienie. Nieistnienie. Granica.





niedziela, 28 listopada 2010

Florence + The Machine - You've Got the Love

Związki frazeologicznie niedojrzałe, niedorosłe przejrzały zaokiennością, co w paraliżującym chłodzie, przekraczającej granice dnia-nocy ciemności, spokojności, co wdziera się nieproszona pod skórę przenika reorganizacją, dezorientacją, brakiem aprobaty nowych rozporządzeń zwiększających dystans, zacierających kontury pozostawiając szkice zapachów minionych tygodni. Blednie. Każde słowo. Rozmowy połową. Tymczasem kac rozdziera moje ciało. Kac moralny, który jest najgorszą odmianą kaca.




piątek, 26 listopada 2010






Coldplay- Scientist
Pragnienie przeniknięcia w twoje ciało, w twoj umysł jest nieuniknione i zdarza się za każdym razem lekkiego uniesienia czyjąś osobą. Nieuzasadnione? Nie, na pewno nie. Rzecz naturalna, wręcz pospolita w tym stanie, w jakim się znajduję. Boję się tylko przesytu. Dotyczy to  zarówno jednej jak i drugiej strony. tylko jak dlugo można się wszystkiego bać?

czwartek, 25 listopada 2010






Słowo. Jaką wielką ma siłę. Jaka odpowiedzialność w nim siedzi. Jak wiele może zniszczyć, jak wiele zbudować. Dzisiaj zbudowało.

środa, 24 listopada 2010






Umiem odpowiedzieć na coraz więcej pytań. Tylko żałuję, że coraz częściej owa odpowiedź, niezależnie od pytania, ogranicza się do dwóch słów- "nie wiem". Bo tak mi wygodniej, tak prościej. Bo mam dość, niekoniecznie serdecznie, niektórych opornych na aluzje, taktowne dawanie-do-zrozumienia, że nie mam ochoty na wyjałowione rozmowy, nieśmieszne żarty, płytkie jak kałuża równoległe monologi, które bardzo chciały być dialogiem, dusz, w ich obecności irytacja unosi się w powietrzu.