sobota, 1 września 2012

no i nadszedł ten czas. dziwne, że tak długo  czułam pustkę;nie ogarniał mnie ani strach a ni entuzjaznim, po prostu nic, zero. Teraz eksploduje od wewnątrz, zapierając się w swym umysle wszystkimi możliwymi kończynami (?), by przestać myslec. nie chcę. nie cieszę się i to mnie martwi. Może gdybym szła z wszechogarniającą mnie radościa, zapałem, ciekawościa... ale nie. na pewno stan w ktorym sie znajduje co najmniej dalece odbiega od uczucia euforii czy jakiegokolwiek zainteresowania nową rzeczywistością. wiem co mnie tam czeka. nie, no jasne, wypieram z siebie wszelkie pesymistyczne ( a raczej realistyczne) myśli, starając wykrzesać z siebie choć odrobinę optymizmu. poza tym zdaję sobie sprawę, że z takim nastawieniem daleko nie zajade.. a przecież tyle roboty mnie czeka. przeciez tyle marzeń, niespełnionych ambicji.. tak, tak. tak właśnie wygląda wmawianie sobie samej bzdet już od jakiegoś tygodnia, a i tak efekt jest taki,że slysze jedynie głos: NA CHOLERĘ CI TO! spryciula z tego umysłu. i tak wyjdzie na swoje, nie da się kontrolować, nawet teraz, kiedy tak tego potrzebuję.


PS szlag mnie trafia, ze nie umiem tak po prostu wyrazić tu tego co chcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz